piątek, 14 listopada 2014

NA DESER ANAGA

Na północ Teneryfy nigdy nie jest po drodze. Przylatujemy na południowe lotnisko Reina Sofia, na południu jest 10 kilometrowy pas kurortów i lepsza pogoda. Ja jednak w myśl zasady : "tu mnie jeszcze nie było" postanowiłam uleczyć rozpacz po pożegnaniu z La Palmą w górach Anaga. Wbrew logice ( z Los Christianos jadę na północ,żeby za dwa dni cofnąć się na południowe lotnisko) Nie żałowałam :-)





Prom z La Palmy przybija do portu Los Christianos około 20. Z promu darmowym autobusem jadę do Santa Cruz de Tenerife,w hostelu jestem po 22,planowana pobudka - 5 rano. Prawdziwe wakacje,hehe.

Mam chwilę załamania,że nie wstanę.Bladym świtem,a raczej ciemną nocą wsiadam w tramwaj jadący na Intercambiador ( dworzec ) Na dworcu otwarty bar,gdzie kupuję czarną kawę i ciepłą kanapkę.Ten zestaw stawia mnie na nogi.Wsiadam do autobusu  nr 946 ( aktualny rozkład tu ) ,który wiezie mnie na północne wybrzeże.



W ciemności czuję że jedziemy serpentynami nad przepaściami,i nawet cieszę się że nic nie widać. ( Rok później okaże się, że te serpentyny to nic w porównaniu z drogą na północy Gran Canarii) O wschodzie słońca wysiadam tam,gdzie autobus kończy trasę - mała wioska na końcu świata - Almaciga. 


Anaga



I kolejny raz - widoki które kilka miesięcy wcześniej oglądałam na zdjęciach.A pomyśleć,że miałam poważne wątpliwości czy wstanę o świcie...Warto było!





Idę, gdzie mnie oczy poniosą, no może nie do końca - wzdłuż wybrzeża do wioski El Draquillo. Stamtąd odbijam w góry - robię kółko,które zajmuje mi ok .4 godzin ( oczywiście na mapie trasa wyglądała na połowę krótszą), to zupełnie inna Teneryfa niż spalone słońcem,suche. komercyjnie i głośne południe...


Smocze drzewo
W takich okolicznościach przyrody jem śniadanie.
Szczęka mi opada, choć na zdjęciu tego nie widać :-)
Zamiast,jak człowiek odpocząć,wypić piwo w barze na klifie albo poopalać się na czarnej słynnej plaży Benijo - gnam po górach w dół,żeby zdążyć na autobus do cywilizacji - w programie mam jeszcze plażę Las Teresitas. Myślę,że mogłabym startować w  nowej konkurencji: bieg w butach trekkingowych i z plecakiem po asfalcie w upale :-) Nie chcę myśleć,jak wyglądam,kiedy dobiegam do autobusu ( ostatnia część sprintem po kamiennych schodach w górę). Autobus czeka na mnie....bo wygląda na to,że coś się zepsuło.







Anaga
Taganana
Zielona Teneryfa
Wysiadam w San Andres (miasteczko,które zapamiętam jako miejsce,gdzie nie można znaleźć sklepu spożywczego) i teraz już spacerkiem idę na najładniejszą ponoć plażę Teneryfy. Szczęka mi nie opada,trzeba było zostać na czarnej pustej plaży na końcu świata....Udaje mi się jednak "wytrzymać" do wieczora; bo wiem,że za kilkadziesiąt godzin wysiądę z samolotu w zimnym,deszczowym i spowitym smogiem Krakowie.


Teneryfa



Reasumując : góry Anaga mnie urzekły, na pewno tam wrócę!Żałuję tylko,że zamiast dłużej pochodzić, uciekłam na przereklamowaną plażę. Tradycyjnie - czuję niedosyt,więc jest po co wracać :-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz