Na północ Teneryfy nigdy nie jest po drodze. Przylatujemy na południowe lotnisko Reina Sofia, na południu jest 10 kilometrowy pas kurortów i lepsza pogoda. Ja jednak w myśl zasady : "tu mnie jeszcze nie było" postanowiłam uleczyć rozpacz po pożegnaniu z La Palmą w górach Anaga. Wbrew logice ( z Los Christianos jadę na północ,żeby za dwa dni cofnąć się na południowe lotnisko) Nie żałowałam :-)
Prom z La Palmy przybija do portu Los Christianos około 20. Z promu darmowym autobusem jadę do Santa Cruz de Tenerife,w hostelu jestem po 22,planowana pobudka
- 5 rano. Prawdziwe wakacje,hehe.
Mam chwilę załamania,że nie wstanę.Bladym świtem,a raczej ciemną nocą wsiadam w
tramwaj jadący na Intercambiador ( dworzec ) Na dworcu otwarty bar,gdzie kupuję
czarną kawę i ciepłą kanapkę.Ten zestaw stawia mnie na nogi.Wsiadam do autobusu nr 946 ( aktualny rozkład tu ) ,który
wiezie mnie na północne wybrzeże.
W ciemności czuję że jedziemy serpentynami nad przepaściami,i
nawet cieszę się że nic nie widać. ( Rok później okaże się, że te serpentyny to nic w porównaniu z drogą na północy Gran Canarii) O wschodzie słońca wysiadam tam,gdzie autobus
kończy trasę - mała wioska na końcu świata - Almaciga.
I kolejny raz - widoki które kilka miesięcy wcześniej oglądałam na zdjęciach.A
pomyśleć,że miałam poważne wątpliwości czy wstanę o świcie...Warto było!
Idę, gdzie mnie oczy poniosą, no może nie do końca - wzdłuż
wybrzeża do wioski El Draquillo. Stamtąd odbijam w góry - robię kółko,które zajmuje
mi ok .4 godzin ( oczywiście na mapie trasa wyglądała na połowę krótszą), to
zupełnie inna Teneryfa niż spalone słońcem,suche. komercyjnie i głośne
południe...
|
Smocze drzewo |
|
W takich okolicznościach przyrody jem śniadanie. |
|
Szczęka mi opada, choć na zdjęciu tego nie widać :-) |
Zamiast,jak człowiek odpocząć,wypić piwo w barze na klifie albo
poopalać się na czarnej słynnej plaży Benijo - gnam po górach w dół,żeby zdążyć na autobus do cywilizacji - w programie mam jeszcze plażę Las Teresitas.
Myślę,że mogłabym startować w nowej konkurencji: bieg w butach
trekkingowych i z plecakiem po asfalcie w upale :-) Nie chcę myśleć,jak
wyglądam,kiedy dobiegam do autobusu ( ostatnia część sprintem po kamiennych
schodach w górę). Autobus czeka na mnie....bo wygląda na to,że coś się zepsuło.
|
Taganana |
|
Zielona Teneryfa |
Wysiadam w San Andres (miasteczko,które zapamiętam jako miejsce,gdzie nie można znaleźć sklepu spożywczego) i teraz już spacerkiem idę na najładniejszą ponoć plażę
Teneryfy. Szczęka mi nie opada,trzeba było zostać na czarnej pustej plaży na
końcu świata....Udaje mi się jednak "wytrzymać" do wieczora; bo
wiem,że za kilkadziesiąt godzin wysiądę z samolotu w zimnym,deszczowym i
spowitym smogiem Krakowie.
Reasumując : góry Anaga mnie urzekły, na pewno tam wrócę!Żałuję tylko,że zamiast dłużej pochodzić, uciekłam na przereklamowaną plażę. Tradycyjnie - czuję niedosyt,więc jest po co wracać :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz